środa, 17 listopada 2010
Korzystając z nadarzającej się okazji dziesięciu minut przy komputerze chciałam poinformować, iż jeszcze żyję (ale ledwo co) i nie mam się za dobrze. Jestem eksploatowana na maxa... W piątek trzynaście godzin w poniedziałek szesnaście, a dziś dwanaście. I końca nie widać,... Już nie mam siły.. Byle do soboty wytrzymać, to troszkę dychnę. Jak już w pracy jestem to nie jest tak źle, bo ostatnio załapałam dosyć dobry kontakt z niemkami i jakoś lepiej jest (nawet nie wiedziałam, że są aż tak fajne). Jednak wstać to prawdziwa katorga.
To chyba na tyle z mojego marudzenia. Wybaczcie, ale po takim maratonie nie jestem w stanie nic innego napisać (a bardzo bym chciała),.Właśnie przyszłam z pracy (prawie północ), a jutro na siódmą (co oznacza pobudkę o piątej). Krótka chwila dla siebie (na fajeczkę i colę) i którka notka. Teraz mogę iść spać z czystym sumieniem. Odezwę się jak ta sytuacja się troszkę rozluźni.
Buziolki
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz