Ze mną niestety już nie jest najlepiej. Zostało mi jeszcze 19 dni do daty porodu. Czuję się masakrycznie. Fizycznie i psychicznie. Ciężko się ruszać.. Cały czas coś mnie boli gniecie, mała się co chwilę przypomina. Bardzo się cieszę, że jest aktywna, jednak te bóle nie pozwolą mi już nic robić. W nocy budzę się co 2 godziny. Ręce mi wręcz paraliżuje. Z bólu się budzę.
Psychicznie też nie jest mi miło...
Całymi dniami w domu sama siedzę i gniję. Niby mam wiele znajomych , ale z nimi pogadać to tylko przez telefon. Wszystkie zajęte, zapracowane... A jak mój szanowny mąż wróci z pracy to albo z kolegami siedzi, gra, albo gdzieś wychodzi. Nie mogę mieć mu w sumie tego za złe, bo ja tez nie była bym szczęśliwa z kimś, kto nie może nawet z boku na bok się przekręcić, cały czas leży i narzeka.... Wiem, że i tak bardzo się stara i zależy mu. Nie mogę na niego narzekać. Co tylko chcę, dostaję, zabiera mnie do restauracji i stara się mi umilić ten dziwny czas. Nie mogę go zmuszać do siedzenia ze mną w łóżku i oglądania Ukrytej prawdy, Dlaczego ja? i Trudnych spraw przez cały dzień. Nic innego nie jestem mu w stanie zaproponować.
Troszkę jednak jestem smutna, bo jutro ma urodziny. Myślałam, że spędzimy je razem, wreszcie bez żadnych Michałów i Murzynów. Okazało się, że urodziny zaplanował sobie już z kolegami u nich w domu. Tak więc znów będę sama. Nie mam co marudzić, bo sama bym z nim iść do nich nie chciała, bo źle się czuję, ani się nie napije niczego i nie będę miała co tam robić. Wkurza mnie jednak to, że nawet się mnie nie zapytał, czy chcę iść z nim, albo jakoś z nim spędzić czas w jego urodziny....
Mam nadzieję, że to tylko moje kolejne ataki hormonalne i tak na prawdę nic się pomiędzy nami nie dupi....
Do tego dochodzi jeszcze fakt, że nie wiem jak to dalej będzie w naszym życiu materialnie.
Jakiś czas temu próbowałam napisać kilka notek, ale mi nie wychodziło, bo jak już napisałam notkę to mi się dziwnym trafem nie zapisywała i dawałam sobie spokój z pisaniem.
Jakiś miesiąc temu dostaliśmy propozycję mieszkania. 3 pokoje z balkonem, 75 metrów. Byliśmy je obejrzeć. Bardzo nam się spodobało. Będzie tam w cholerę roboty, bo jest w stanie surowym. Remont zakup mebli i tym podobne. Myśleliśmy, że to już mieszkanie na 100 proc dla nas. Złożyliśmy już wypowiedzenie na nasze mieszkanie. Okazało się, że o to mieszkanie starają się jeszcze 4 inne rodziny. Tak więc dalej nie wiemy czy będziemy mieli gdzie mieszkać... Jak się domyślacie wcale mi to życia nie ułatwia...
Z decyzją czy dostanę wyprawkę na Lenkę, też się nie śpieszą. Czekam już ponad 2 tygodnie. Tak niewiele czasu do porodu, a ja nic prawie nie mam. Może się nawet tak skończyć, że mi jej nie przyznają i będę musiała za swoje pieniądze wszystko kupić. Wtedy to nie wiem jak my wyrobimy finansowo. Kaucja za mieszkanie, meble, remont, pierwsza wyprawka dla dzidzi. Aż strach o tym myśleć.
Będę już chyba kończyła, bo za dużo tematów do marudzenia, a nie chcę nikogo zanudzać. Jeszcze ktoś pomyśli, że się nie cieszę z tego, że będę mamą, albo co. A to oczywiście nie tak. Po prostu za dużo siedzę w domu sama, myślę jak to będzie i się strasznie stresuję.
Tak więc kończę mój wywód. Mam nadzieję, że z następną notką coś optymistycznego napiszę.