Moja księżniczka urodziła się 14 września dwanaście dni po terminie. Po dziesiątym dniu opóźnienia wreszcie przyjęli mnie do szpitala. Wcześniej myślałam, że jak już będę w szpitalu będzie już dobrze, a w szpitalu okazało się, że tu zaczynają się schody....
Moja sala była całkiem ładna, wygodne dwuosobowe łóżko, telewizor, balkon na początku byłam całkiem sama.
Co chwila na CTG, leżałam podpięta i praktycznie w ogóle nie było u mnie żadnego rozwarcia. Około godziny 12 zaaplikowali mi tabletkę dopochwową, na wywołanie skurczy. Szymek posiedział ze mną chwilkę i pojechał. Na moją salę przywieźli dziewczynę z jej przyjaciółką. No i tu zaczęło mi się robić przykro. Ta dziewczyna miała wspaniałą przyjaciółkę. Zajmowała się nią wspaniale, leżała z nią, masowała ją i w ogóle. A ja musiałam sama siedzieć, bez bliskich, nawet bez męża..... Do tego zaczęly mi się skurcze.... Te tabletki, które dali mi na skurcze powinnam przyjmować co 6 godzin. Okazało się, że wszystko postępuje i drugiej tabletki już nie dostałam. Od 21 do około 1 w nocy walczyłam ze skurczami. Nie wytrzymałam i wreszcie poszłam po tabletkę przeciwbólową, żeby usnąć. Okazało się, że poród już się zaczyna. Kazali zadzwonić mi po Szymona. Po kilku godzinach na CTG, dali mi tabletki przeciwbólowe i wysłali spać. O godzinie 7 rano zaczęla się już cała akcja porodowa. Przy porodzie była u mnie polka, lekarka i młoda dziewczyna jeszcze bez tytułu (stażystka czy co) no i Szymek. Ta młoda dziewczyna miała ze mną trzy światy. Pomagała mi oddychac i przeć. Ja wbijałam jej paznokcie w ręce, ciągłam ją za włosy. Biedaczka........W końcu o godzinie 9:38 na świat przyszła moja gwiazdka. Ważyła 3330 kg i mierzyła 53,5 cm.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz