czwartek, 7 lutego 2013

Głębokie refleksje...

Już pisałam dziś, ale z końcem dnia wzięło mnie na refleksję nad swoim życiem. Nie jest to niestety nic miłego....
Reasumując mam 26 lat. Jestem z facetem od 9 lat, mieszkam z nim od 8 a od niecałych 3 jestem jego żoną. Między nami jest różnie, a w sumie było, bo od pewnego czasu liczymy czas od nowa..
Mogę za siebie powiedzieć, że było mi dobrze z mężem. Mimo, że nie był idealny, a wręcz przeciwnie. Lubi dominować i wszystkie zło na świecie, wychodziło ode mnie. Jeśli coś było nie tak, to nie miałam nawet co się tłumaczyć, że coś nie jest moją winą.. No ale jak pisałam było jak było. Żyłam sobie cichutko w cieniu męża, tak jak on chciał. Po wypadku Szymka jest już troszkę inaczej. Ja sama nie siedzę już cicho, bo po tym co się zdarzyło muszę wziąć ster w swoje ręce. Dalej często ustępuję Szymkowi, ale coś się zmieniło. No ale nie o tym są te moje refleksje.
Przez tyle lat myślałam, że spotkało mnie coś wspaniałego. Cieszyłam się, że Szymek jest ze mną pomaga mi, kocha mnie i wspiera. Po wypadku okazało się, że przez tyle czasu żyłam w błędzie i zakłamaniu. Wiem, że kochał mnie i chciał dla mnie jak najlepiej. Jednak, nie do takiego stopnia. Wdepnął w jakieś gówno (ja osobiście podejrzewam gry na maszynach) zadłużył się po pachy jak nie wyżej i nic mi nie powiedział. Nie dość, że nie powiedział, ale przez nie wiadomo ile czasu utwierdzał mnie w przekonaniu, że mamy dużo pieniędzy i nie muszę się o to martwić. Gdyby powiedział mi prawdę, na pewno byśmy jakoś z tego wyszli, a już na pewno nie wymagałabym jakiś wielkich zakupów, mniej potrzebnych rzeczy. Nie dziwie się, że się załamał, trzymając takie problemy w tajemnicy.... ja bym chyba się zabiła, jeśli bym do czegoś takiego dopuściła. Nie ma jednak co obwiniać go za to co było, bo on sam nie wie co się działo.
Ja pomimo tego co przeżyłam nadal go kocham i jestem w stanie wybaczyć mu wszystko.
Fakt jest taki, że żyłam w kompletnym zakłamaniu. Myślałam, że mam wszystko, mogę wszystko. Okazało się, że nie dość, że nie mam nic, to mam jeszcze poważne problemy finansowe.
Raczej nie jestem osobą, która odczuwa zazdrość, a bynajmniej staram się walczyć z tym uczuciem. Teraz jednak zazdroszczę wszystkim, bo wiem, że mają lepiej niż ja. Mają kochającą rodzinę, może mało ale jakiekolwiek pieniądze i nie mają długów. Ja na chwilę obecną każdy grosz jaki wpadnie, a wpada go mało bo oboje bez pracy jesteśmy, muszę wpłacać na długi, o których nie miałam pojęcia. Nawet nie wiem jak i dlaczego one powstały. Mój mąż od wypadku nawet nie powiedział mi, że mnie kocha.... W sumie mu się nie dziwię, bo mnie nie zna wcale. Jednak jest to smutne.
Jedyne co mi się chyba w tym życiu udało to Lena. Jednak boję się, że nie jestem dla niej wystarczająco dobrą matką, albo że robię coś nie tak. Nie wiem czy wszystkie matki tak mają, ale ja tak.
Tak więc na dzisiejszy wieczór jestem w dołku i nie wiem kiedy z niego się wykaraskam. Nic nie wskazuje na to, żeby szybko.
Sorka za taki przepełniony pesymizmem tekst, jednak piszę co myślę i czuję. Może mi ulży i się polepszy.
Tymczasem żegnam się z wami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz