Witam w ten piękny poranek :D.
Dziś sobie popiszę bo mam troszkę czasu. Teściowa pojechała w środę w odwiedziny do ciotki, więc nie mam jakiś wielkich bądź ciekawych zajęć. Lenka ucina sobie drzemkę. Jednym słowem troszkę mi się nudzi. Muszę się jednak do tego przyzwyczaić, bo jak za niedługo teściowa pojedzie, nie będę miała kompana do rozmów i będzie właśnie tak jak teraz. Plus jest taki, że będę pewnie pisała tutaj :D.
Dziś chciałam napisać, o czymś, co mnie doprowadza do białej gorączki. Mianowicie, o moich niektórych koleżankach - mamach, które mają dzieci wiekiem zbliżone do Lenki.
Wiadomo, że jak na fejsie gada się z koleżankami, które urodziły mniej więcej w podobnym czasie do mnie, rozmowa prawie zawsze schodzi na dzieci. Wszystko ok. Jednak bardzo denerwuje mnie to jak owe koleżanki non stop chwalą się co to ich dzieci nie potrafią. Ja rozumiem, że są dumne ze swoich pociech, tak jak ja jestem dumna z Lenki. Jednak ja nie piszę do wszystkich koleżanek, co Lenka zrobiła, co powiedziała albo czego nie powiedziała. Jak ktoś mi się o nią pyta, odpowiadam, że jest dobrze i ewentualnie wysyłam linka do zdjęć Lenki. Natomiast moje koleżanki, wiem, że najprawdopodobniej nie robią tego celowo, specjalnie kładą nacisk na umiejętności, których Lena jeszcze nie posiadła...
Weźmy pod wałek Magdę, która najbardziej działa mi w ten sposób na nerwy. Podaję przykład. Jej synek jest młodszy od Lenki o jakieś 2 tygodnie. Kiedy ona ma jakiś problem, ja staram się jej pomóc. Jej synek nic nie chce jeść i od dłuższego czasu nie przybiera na wadze. Ja pytam teściowej o radę, pocieszam ją i robię wszystko, żeby jej jakoś pomóc, a bynajmniej podnieść na duchu. A ona.....
Ni z gruszki ni z pietruszki jakiś dłuższy czas temu pisze, że jej syn już od dawna sam siedzi. Za chwile pyta a jak tam Lenka siedzi już?? No to ja piszę, że nie, ale jak będzie gotowa to na pewno usiądzie. Za kilka dni pisze, że jej synuś już raczkuje. No to gratuluje jej i cieszę się razem z nią. A ona znów z pytaniem czy Lenka już siedzi..... No to znów piszę, że ja się złapie za moje palce, to się podciągnie do siadu, ale samej jej nie sadzam i nie puszczam podczas siedzenia, bo ma jeszcze czas. Dodaje też, żeby pamiętała, że dziewczynki wolniej rozwijają się ruchowo od chłopców, ale za to lepiej i szybciej im idzie mowa. No tak, przyznaje mi rację. Za kilka dni mówi, że jej Piotr zaczyna chodzić. Musi go prowadzać, po całym mieszkaniu. A czy :Lenka w końcu siedzi??? Ja cię kur... sunę.... Nie nie siedzi i nawet jak będzie siedzieć nie będę o tym do gazety pisać.... Ni wytrzymałam i się zapytałam czy była u lekarza, bo w tak wczesnym okresie chodzenie może być dla dziecka szkodliwe. No to dała spokój z opowiadaniem o chodzeniu. W następnej rozmowie nie wspomniała już jak to on chodzi, tylko pisała, że raczkuje po całym mieszkaniu. W między czasie opowiadała o innych nadprzyrodzonych mocach syna. Wczoraj znów pochwaliła się że jej syn chodzi już podpierając się o brzegi łóżka. BRAWOOOO.... Ale z tego co wiem, to mając takiego zdolnego syna, który już pół miesiąca temu chodził, zatrzymał się w rozwoju... Powinien już przecież skakać przez płonącą obręcz w cyrku....
Cieszę się, że fajnie się rozwija, nie zazdroszczę, bo każde dziecko w swoim czasie się nauczy wszystkiego, czego musi. Tylko mam wrażenie, że ona to robi specjalnie, żeby pokazać, że jej syn jest lepszy od mojej myszki... Ja jej nie piszę co potrafi moja córka. Kiedy ktoś jej się zapyta jak robi rybka, to pokazuje. I inne tam umiejętności posiada. Nie uważam, że rozwój dziecka, to plac do rywalizacji...
Ratunku, czy ja jestem przewrażliwiona, czy co ??? Czy może znerwicowana??