wtorek, 16 lutego 2010

Ślubik tuż tuż

Witam :D
Ostatnio nic ciekawego się u mnie nie dzieje :/.
Praca, spanie, praca, spanie i tak na okrągło.
Tydzień temu mój misiak mnie znów opuścił i od tej pory tak jak robot w kółko to samo i bez żadnego polotu....
Powinnam chyba zacząć od optymistycznej wiadomości :D. Mam już datę mojego ślubiku cywilnego:D. Jak zwykle musieliśmy coś skopać i bierzemy ślub 3 Kwietnia (Sobota Wilekanocna). Zamiast jajka święcić będziemy brać ślubik :D. Oczywiście uzmysłowiliśmy sobie to dopiero wtedy, kiedy informowaliśmy rodziców o dacie ślubu. Usłyszeliśmy: "Ale tak w święta??" no i kopary na dół :D. No, ale jakbyśmy czegoś nie skiełbasili to byśmy sobą nie byli :D.
W niedzielę zrobimy u rodziców miśka jakiś uroczysty obiadek i tyle :D.
Nie zapraszam na ślub nikogo poza rodziną, bo po co ludzie mają jeździć, brać urlop i kombinować na 30 minut ślubu :D ??
Nie robimy nic hucznego, ponieważ na ślub kościelny zorganizujemy weselicho z pompą :D. Teraz tak na szybko cywilny, a za jakiś czas weźmiemy ślubik kościelny.
Kiedy misiak znów przyjedzie zaczniemy się rozglądać za wszystkim, czego nam potrzeba (stroje, obrączki, zdjęcia, świadkowie).
Najważniejsze, że jest już termin :D
O postępie w moich przygotowaniach będę informować, a dylematów pewnie będę miała co nie miara, więc będzie o czym pisać :D.
Tymczasem uciekam lulu, bno jutro znów do roboty :/    

sobota, 6 lutego 2010

Po przerwie



Cóż za przerwa w moich zapiskach...... Nie ładnie, nie ładnie.
Odkąd przyjechał do mnie misiek nie mam czasu na nic. Praktycznie wogóle nie siedzę na komputerze i do tego jeszcze ta choroba....
No ale postaram się streścić to co się działo w czasie mojej nieobecności na blogu.
Więc jak już zdążyłam się pochwalić przyjechał do mnie mój ukochany. Jestem taka szczęśliwa, że nawet nie potrafię tego opisać :D. Mieliśmy tyle czasu dla siebie, ale w sumie to i tak jest znacznie za mało. Jednak póki co, cieszę się z jego obecności i staram się czerpać radość z każdej chwili z nim spędzonej.
Ciasto na przywitanie udało się znakomicie. Nie wiedziałam, że drzemią we mnie talenty kulinarne. Okazało się że jednak tak jest :D.
Mam już zamówienie na następne takie same ciasto dla przyszłych teściów :D.
A dziś zrobiłam pyszne piersi z kurczaka, więc na serio nie jest tak źle jak myślałam.
Formalności związane z naszym ślubem troszkę ruszyły do przodu, ale nieznacznie :/.
Znalazłam w domku odpis aktu urodzenia, wydany kilka dni po moim przyjściu na świat, ale jak się okazało jest on nieważny.... Cały czas zapewniano mnie, że jest aktualny, a jak co do czego przyszło, to okazało się, że muszę wyciągnąć nowy.
Powód??
Mój akt urodzenia wypisany był w czasach komunistycznych. Za Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej. No a teraz mamy przecież IV Rzeczpospospolitą Polską i odpis jest nieważny. No a poza tym zawsze mogłam za swoim wnioskiem zmienić imię albo nazwisko, tak samo moi rodzice.... Śmiech na sali... No ale cóż mus to mus.... Wyciągnęłam akt i teraz tylko z aktami do USC znów i wreszcie zatwierdzimy datę ślubu.
Do USC postaramy się dotrzeć w poniedziałek. Baaaa, musimy tam dotrzeć w poniedziałek, bo we wtorek misiek już wraca do Niemiec, a te formalności musimy załatwić razem.
Mam nadzieję, że nie wymyslą znów czegoś równie chorego jak to z tym aktem i wszystko uda się nam załatwić...
To chyba na tyle zdarzeń z ostatniego czasu, bo resztę czasu spędziłam w moim wyrku ... :D.
Teraz tylko dotrwać do dzisiejszej walki Adamka i lulu :D.
Pozdrawiam gorąco :*

wtorek, 2 lutego 2010

Chora...

Ehhh no i się urządziłam.... Nabawiłam się zapalenia ucha i to dosyć ostrego :/.
Za długo chodziłam z chorobą i pogorszyłam stan...
Już od końca grudnia czułam, że coś jest nie tak, ale nie chciałam nikomu rąbać świąt moim L4 (bo jak by nie było i w święta i sylwestra pracowałam). Potem nie poszłam na chorobowe, bo współpracownica jest studentką i miała zaliczenia, więc też nie wypadało mi wyskoczyć ze zwolnieniem. Od niedzieli czuję się tak tragicznie, że już nie myślę o tym komu zrobię ziaziu tylko idę chorować....
A żeby było śmieszniej to dzwonie do mojego kierownika, żeby go poinformować, że jestem na L4, a on mi się pyta czy współpracownica wyraziła zgodę na zastąpienie mnie?? O ja Cię kręcę!!!! Czy muszę mieć zgodę kogokolwiek na to, aby wreszcie wyzdrowieć?? A co ?? Jak nie wyrazi zgody to mam siedzieć chora po 10 godzin i wykitować??
No, ale o poszanowaniu pracownika w mojej firmie już wspomniałam, więc nie będę już się wypowiadać na ten temat, po co sobie ciśnienie jeszcze bardziej podnosić??

Czeka mnie tydzień zasłużonego odpoczynku. Przyda się.... Troszkę się ponudzę, ale od środy będę najszczęśliwszą osobą na świecie. Przyjedzie do mnie mój misiak :))
Nie widzieliśmy się już prawie miesiąc. Tak mi się za nim piekielnie tęskni, że już chyba monotematyczna jestem :D.
Szkoda tylko, że choruję i nie będziemy mogli sobie nigdzie wyjść... A tyle spraw mamy do załatwienia przez ten tydzień... Może jak się już lepiej poczuję do odwiedzimy Urząd Stanu Cywilnego i inne miejsca. Spraw do załatwienia tak dużo,a czasu tak mało....

A teraz pożalę się moim największym problemem w dniu dzisiejszym. Otóż za niedługo będę żoną, a ja nie umiem zbytnio gotować.... Mam 2 miesiące, żeby zgłębić tajemnice kucharskie... Nie to, żebym nie umiała gotować wcale, ale jakoś nie sprawiało mi to większej przyjemności. A kiedy będę już, że tak sie nazwę Panią Domu, muszę gotować, i to dobrze...
Postanowiłam jutro upiec szarlotkę. Od czegoś trzeba zacząć. a ja zawsze wysoko mierzyłam. Jak uda mi się ciasto, to z potrawami obiadowymi chyba nie powinnam mieć większego problemu..

Bardzo proszę o mocne trzymanie kciuków za mój wypiek w dniu jutrzejszym, bo jak mi nie wyjdzie to pewnie się zniechęcę.
Od momentu kiedy przez pomyłkę posłodziłam kalafiora zamiast posolić, bardzo szybko zniechęcam się do gotowania, kiedy coś mi nie wyjdzie.

Pewnie dziś jeszcze coś skrobnę, bo nie mam pojęcia co mogę zrobić z taką ilością czasu wolnego :D