środa, 29 września 2010

Ciężkie życie kaleki



Witam szanownych Państwa :)

Znów w moich notkach pojawiła się luka... Chyba zrobiłam się niesystematyczna :).

No i oto jestem, tydzień po operacji. Wrażenia nie za ciekawe. Ogólnie mama mówiła mi kiedyś, że zabiegi to nic przyjemnego, ale sam zabieg mnie nie bolał. Jak pisałam kiedy dwa dni przed zabiegiem wyznaczyli mi datę zabiegu, wysłali mnie do mojego lekarza "rodzinnego", który widział mnie na oczy raz w życiu. Ale to nic... Zlecili mi badania krwi (wszystkie). Moja lekarka wręcz ich wyśmiała. No bo w sumie co za debil zleca dwa dni przed zabiegiem badania, na wynik których czeka się około 6 dni.... Powiedziała, żebym powiedziała mojemu chirurgowi (Czechowi), żeby sobie nie stroił żartów, bo na tak mały zabieg nie trzeba tak wiele badań.
Dużą rolę w mojej wyprawie do lekarza rodzinnego odgrywał fakt, że pierwszy raz od pół roku załatwiłam coś sama, bez opieki mojego kochanego mężulka i na dodatek pierwszy raz jechałam sama S-baną (3 przystanki, ale jak na początek samotnych podróży to i tak wielkie osiągnięcie). Tak to jest jak się ma tak kochanego męża, który zawsze przy mnie jest kiedy go potrzebuje. Jednak po półrocznym pobycie należy się wreszcie usamodzielnić.
Wróćmy jednak do zabiegu. Dłużej czekałam na to aż lekarz przyjdzie do mnie niż trwał cały zabieg. Przylazł wreszcie wbił mi znieczulenie, jakby był weterynarzem i leczył konia. Wyciął opatrzył i sobie poszedł.... Coby jakieś informacje od niego uzyskać zaczęłam sie wypytywać jak ja mam z tą nogą postępować. Zapytałam przez ile nie będę mogła chodzić, a on na to że pięć minut... Stwierdziłam, że to wina mojego słabego niemieckiego. Potem zapytałam go czy mogę tą nogę jakoś zamoczyć, on na to, że nie, więc się go zapytałam jak w takim razie mam brać prysznic, a on zaczął się śmiać i powiedział, że mam wystawić nogę za prysznic i brać go na jednej nodze... Cóż za poczucie humoru... Pani pielęgniarka kazała mi założyć skarpetę i ot tak sobie samej wyjść...
Pierwsza noc była tragiczna, bolało jak nie wiem co, ale miałam tabletki od pani pielęgniarki. Wysłałam męża na imprezę do studentów, a sama leżałam i gapiłam się w sufit.
No i tak sobie już egzystuję prawie tydzień. Jeszcze nie potrafię dobrze chodzić. Tu podziękowania dla kochanej Uleńki, która mimo, że sama ma problemy z nogą przywiozła mi kule. Dzięki nim mogłam wczoraj z Asią zakuśtykać na zmianę opatrunku. Dzięki i Tobie kochana Asieńko.
No i oczywiście największe podziękowania dla mojego kochanego mężusia. Nosił mnie na rękach, gotował obiadki i jest zawsze kiedy go potrzebuję. Dziękuję słoneczko, nie wiem jakbym bez Ciebie dała radę na tym strasznym świecie.
Na tym kończę, bo wciągnęłam się znów w pewną grę i trzeba bić lvle :)
Buziaki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz