sobota, 7 lipca 2012

Ptaszek



Wczorajszy dzień był dla mnie co najmniej przerażający.
Z rana korzystając z okazji, że moje przeziębienie zaczynało mi mijać udałam się do arbeitsamtu, coby otrzymać jakieś informację na temat mojej wyprawki dla Leny. Załatwiłam jednak niewiele. Pani nie udzieliła mi żadnej informacji. Dała mi jakiś lipny wniosek i tyle... Nie wiem co ja mam do jasnej cholery dalej zrobić... Ręce aż mi opadają.
Zdenerwowana wracam do domu, a tam na mojej żaluzji wisi sobie czarny ptak.... Panicznie boję się ptaków... Nie wiedziałam co mam z tym cholernym ptakiem zrobić. Zamknęłam pokój, coby mnie nie zaatakował i czekałam, aż moje chłopy z pracy wrócą. Próbowałam go jakoś wypłoszyć, ale nie dało rady. Na początku rzucałam w żaluzję, na której siedział ręcznikiem, ale on się nawet nie ruszał... Potem zaczął mi latać po całym pokoju i obijać się o drzwi. Myślałam, że zawału dostanę. Stwierdziłam, że otworzę mu drzwi od pokoju i drzwi wyjściowe, żeby sobie wyleciał, a sama się do toalety schowałam. Na początku myślałam, że wyleciał. Weszłam do pokoju i faktycznie go nie było. Jako największy cykor wyszłam z tego pokoju i znów zamknęłam drzwi. I bardzo dobrze zrobiłam, bo on się tylko gdzieś schował. Znów zaczął latać po pokoju i w drzwi walić.
Koleżanka przez telefon wkręciła mi, że może być to też nietoperz. Jak to już usłyszałam, to myślałam, że ze strachu urodzę.
Efekt taki, że przez pięć godzin siedziałam w kuchni i czytałam gazetkę dla przyszłych mam. Przyszli chłopcy wyśmieli mnie oczywiście, bo bez tego to by się na pewno nie obyło. Popatrzyli i nic nie było. Miałam wrażenie, że wcale mi nie wierzą. Powiedziałam jednak, że nie wejdę do tego pokoju, dopóki każdego kącika nie przekopią. Nagle zupełnie z nie wiadomo jakiej kryjówki wyleciała Jaskółka i znów zarąbała głową w drzwi. Spadła na ziemię i Michał ją wypuścił za okno,
Nie pamiętam kiedy ostatnio się tak bałam.... Mam nadzieję, że przez to moja kochana Lenka nie będzie jakaś strachliwa...
Tak czy siak ten dzień zapamiętam na baaaardzo długo.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz