Witam w ten jakże piękny sobotni poranek. Dziś jestem nastawiona na wszystko bardzo optymistycznie. Wszystko dzięki Lence. Pierwsza noc w pokoiku minęła całkiem spokojnie. Lencia obudziła się w sumie dwa razy. Pierwszy raz na czterdzieści minut po położeniu jej spać, czyli przed 22. Troszkę ją ponosiłam i zasnęła. Drugi raz po piątej. Nakarmiłam ją, ponosiłam chwilkę. Nie chciała usnąć na rączkach więc położyłam ją do łóżeczka i usiadłam na fotelu w pobliżu. Okazało się, że usnęła sobie sama. Ostatecznie obudziła się o ósmej w dobrym humorku i jest bardzo grzeczniutka. Jestem pod głębokim wrażeniem :D.
Wczoraj przed snem rozmawiałam na facebooku z moją najlepszą koleżanką z Polski. Powiedziała mi, że jej chłopak jest na odwyku alkoholowym, ona zwolniła się i pracuje na czarno, kiedy jest na zasiłku. Myślałam, że tylko ja mam ciężko. Nie to żebym się cieszyła czyimiś problemami, ale zaczynałam już myśleć, że wszyscy są szczęśliwi i życie układa im się tak jak oni chcą.
Zabieram się za robienie obiadku i dalsze prace nad pokojem Lenki. Może wieczorem uda mi się coś skrobnąć :D.
Życzę miłego dzionka
sobota, 9 lutego 2013
piątek, 8 lutego 2013
Nowy pokoik :D
Wreszcie się dokonało. Lenka doczekała się własnego pokoju. Robiliśmy go jakbyśmy chcieli a nie mogli, ale w końcu nam się udało go zrobić . Co prawda nie jest jeszcze taki jak go sobie wyobrażam, ale z czasem wszystko będzie dopracowane. W chwili obecnej musimy dużo oszczędzać, więc kupowanie jakiś ozdóbek nie byłoby na miejscu. Ważne, że ma tam swoje łóżeczko przewijak, szafę, zabawki i fotel do karmienia. Teraz będziemy miały swój kącik tylko dla siebie, gdzie aż tak nie będzie słychać naszych chłopaków. Krew mnie zalewała jak Lena już usypiała, a tu Szymek grając coś powiedział głośniej i już po spaniu było niekiedy. Teraz będzie się mogło dziać w reszcie domu co chce, a my będziemy mogły się skupić tylko na sobie. Do tej pory wszystko się układa i podoba się jej tam w miarę. Jednak podobno początki są dosyć trudne, więc pewnie będę wstawała w nocy. Może się przerazić jak się obudzi i zobaczy, że w pokoju jest sama. W dzień to i tak cały czas jest z nami, albo u niej albo w pokoju dziennym, więc smutno jej nie będzie.
W chwili obecnej priorytetem stały się meble kuchenne i rama łóżka. Sofa i biurko czekają na przewóz, więc powoli to mieszkanie będzie wyglądać tak jak sobie je wyobrażałam.
Teraz lecę się jakoś zrelaksować, bo dziś już padam na pyszczek.
Dobrej nocki życzę :D
W chwili obecnej priorytetem stały się meble kuchenne i rama łóżka. Sofa i biurko czekają na przewóz, więc powoli to mieszkanie będzie wyglądać tak jak sobie je wyobrażałam.
Teraz lecę się jakoś zrelaksować, bo dziś już padam na pyszczek.
Dobrej nocki życzę :D
czwartek, 7 lutego 2013
Głębokie refleksje...
Już pisałam dziś, ale z końcem dnia wzięło mnie na refleksję nad swoim życiem. Nie jest to niestety nic miłego....
Reasumując mam 26 lat. Jestem z facetem od 9 lat, mieszkam z nim od 8 a od niecałych 3 jestem jego żoną. Między nami jest różnie, a w sumie było, bo od pewnego czasu liczymy czas od nowa..
Mogę za siebie powiedzieć, że było mi dobrze z mężem. Mimo, że nie był idealny, a wręcz przeciwnie. Lubi dominować i wszystkie zło na świecie, wychodziło ode mnie. Jeśli coś było nie tak, to nie miałam nawet co się tłumaczyć, że coś nie jest moją winą.. No ale jak pisałam było jak było. Żyłam sobie cichutko w cieniu męża, tak jak on chciał. Po wypadku Szymka jest już troszkę inaczej. Ja sama nie siedzę już cicho, bo po tym co się zdarzyło muszę wziąć ster w swoje ręce. Dalej często ustępuję Szymkowi, ale coś się zmieniło. No ale nie o tym są te moje refleksje.
Przez tyle lat myślałam, że spotkało mnie coś wspaniałego. Cieszyłam się, że Szymek jest ze mną pomaga mi, kocha mnie i wspiera. Po wypadku okazało się, że przez tyle czasu żyłam w błędzie i zakłamaniu. Wiem, że kochał mnie i chciał dla mnie jak najlepiej. Jednak, nie do takiego stopnia. Wdepnął w jakieś gówno (ja osobiście podejrzewam gry na maszynach) zadłużył się po pachy jak nie wyżej i nic mi nie powiedział. Nie dość, że nie powiedział, ale przez nie wiadomo ile czasu utwierdzał mnie w przekonaniu, że mamy dużo pieniędzy i nie muszę się o to martwić. Gdyby powiedział mi prawdę, na pewno byśmy jakoś z tego wyszli, a już na pewno nie wymagałabym jakiś wielkich zakupów, mniej potrzebnych rzeczy. Nie dziwie się, że się załamał, trzymając takie problemy w tajemnicy.... ja bym chyba się zabiła, jeśli bym do czegoś takiego dopuściła. Nie ma jednak co obwiniać go za to co było, bo on sam nie wie co się działo.
Ja pomimo tego co przeżyłam nadal go kocham i jestem w stanie wybaczyć mu wszystko.
Fakt jest taki, że żyłam w kompletnym zakłamaniu. Myślałam, że mam wszystko, mogę wszystko. Okazało się, że nie dość, że nie mam nic, to mam jeszcze poważne problemy finansowe.
Raczej nie jestem osobą, która odczuwa zazdrość, a bynajmniej staram się walczyć z tym uczuciem. Teraz jednak zazdroszczę wszystkim, bo wiem, że mają lepiej niż ja. Mają kochającą rodzinę, może mało ale jakiekolwiek pieniądze i nie mają długów. Ja na chwilę obecną każdy grosz jaki wpadnie, a wpada go mało bo oboje bez pracy jesteśmy, muszę wpłacać na długi, o których nie miałam pojęcia. Nawet nie wiem jak i dlaczego one powstały. Mój mąż od wypadku nawet nie powiedział mi, że mnie kocha.... W sumie mu się nie dziwię, bo mnie nie zna wcale. Jednak jest to smutne.
Jedyne co mi się chyba w tym życiu udało to Lena. Jednak boję się, że nie jestem dla niej wystarczająco dobrą matką, albo że robię coś nie tak. Nie wiem czy wszystkie matki tak mają, ale ja tak.
Tak więc na dzisiejszy wieczór jestem w dołku i nie wiem kiedy z niego się wykaraskam. Nic nie wskazuje na to, żeby szybko.
Sorka za taki przepełniony pesymizmem tekst, jednak piszę co myślę i czuję. Może mi ulży i się polepszy.
Tymczasem żegnam się z wami.
Reasumując mam 26 lat. Jestem z facetem od 9 lat, mieszkam z nim od 8 a od niecałych 3 jestem jego żoną. Między nami jest różnie, a w sumie było, bo od pewnego czasu liczymy czas od nowa..
Mogę za siebie powiedzieć, że było mi dobrze z mężem. Mimo, że nie był idealny, a wręcz przeciwnie. Lubi dominować i wszystkie zło na świecie, wychodziło ode mnie. Jeśli coś było nie tak, to nie miałam nawet co się tłumaczyć, że coś nie jest moją winą.. No ale jak pisałam było jak było. Żyłam sobie cichutko w cieniu męża, tak jak on chciał. Po wypadku Szymka jest już troszkę inaczej. Ja sama nie siedzę już cicho, bo po tym co się zdarzyło muszę wziąć ster w swoje ręce. Dalej często ustępuję Szymkowi, ale coś się zmieniło. No ale nie o tym są te moje refleksje.
Przez tyle lat myślałam, że spotkało mnie coś wspaniałego. Cieszyłam się, że Szymek jest ze mną pomaga mi, kocha mnie i wspiera. Po wypadku okazało się, że przez tyle czasu żyłam w błędzie i zakłamaniu. Wiem, że kochał mnie i chciał dla mnie jak najlepiej. Jednak, nie do takiego stopnia. Wdepnął w jakieś gówno (ja osobiście podejrzewam gry na maszynach) zadłużył się po pachy jak nie wyżej i nic mi nie powiedział. Nie dość, że nie powiedział, ale przez nie wiadomo ile czasu utwierdzał mnie w przekonaniu, że mamy dużo pieniędzy i nie muszę się o to martwić. Gdyby powiedział mi prawdę, na pewno byśmy jakoś z tego wyszli, a już na pewno nie wymagałabym jakiś wielkich zakupów, mniej potrzebnych rzeczy. Nie dziwie się, że się załamał, trzymając takie problemy w tajemnicy.... ja bym chyba się zabiła, jeśli bym do czegoś takiego dopuściła. Nie ma jednak co obwiniać go za to co było, bo on sam nie wie co się działo.
Ja pomimo tego co przeżyłam nadal go kocham i jestem w stanie wybaczyć mu wszystko.
Fakt jest taki, że żyłam w kompletnym zakłamaniu. Myślałam, że mam wszystko, mogę wszystko. Okazało się, że nie dość, że nie mam nic, to mam jeszcze poważne problemy finansowe.
Raczej nie jestem osobą, która odczuwa zazdrość, a bynajmniej staram się walczyć z tym uczuciem. Teraz jednak zazdroszczę wszystkim, bo wiem, że mają lepiej niż ja. Mają kochającą rodzinę, może mało ale jakiekolwiek pieniądze i nie mają długów. Ja na chwilę obecną każdy grosz jaki wpadnie, a wpada go mało bo oboje bez pracy jesteśmy, muszę wpłacać na długi, o których nie miałam pojęcia. Nawet nie wiem jak i dlaczego one powstały. Mój mąż od wypadku nawet nie powiedział mi, że mnie kocha.... W sumie mu się nie dziwię, bo mnie nie zna wcale. Jednak jest to smutne.
Jedyne co mi się chyba w tym życiu udało to Lena. Jednak boję się, że nie jestem dla niej wystarczająco dobrą matką, albo że robię coś nie tak. Nie wiem czy wszystkie matki tak mają, ale ja tak.
Tak więc na dzisiejszy wieczór jestem w dołku i nie wiem kiedy z niego się wykaraskam. Nic nie wskazuje na to, żeby szybko.
Sorka za taki przepełniony pesymizmem tekst, jednak piszę co myślę i czuję. Może mi ulży i się polepszy.
Tymczasem żegnam się z wami.
Leci powoli :D
Po przejściach ostatniego czasu, w dniu dzisiejszym mogę śmiało stwierdzić, że wszystko idzie ku dobremu :D.
Szymek ma się całkiem dobrze.Chce wyjść z obecnej sytuacji, a to jest najważniejsze. Jeździ i załatwia co się da, a ja pomagam mu z domku jak tylko mogę.
Nasza sytuacja finansowa się troszkę poprawiła, jeśli można w naszej sytuacji w ogóle tak powiedzieć. Dostałam wyrównanie elterngeld i kindergeld, a to zawsze jakiś większy zastrzyk gotówki. Coś się zawsze za to nadpłaci. Sporo załatwiliśmy spraw na naszą korzyść, ale nie ma co się na ten temat rozpisywać. Najważniejsze, że jakoś wychodzimy z opresji. Zajmie nam to sporo czasu, który będzie liczony nawet w latach, ale ważne, że kiedyś będzie już za nami.
Jeśli chodzi o Lenkę, to ona jest na prawdę powodem dla którego warto żyć i nie można się załamać. Jest dosłownie kochaniutka. Ostatnio udało jej się już przewrócić z plecków na brzuszek. Nie dało rady wrócić do pozycji wyjściowej, ale ćwiczenia czynią mistrza :D. Co raz częściej przewraca się z boczku na boczek, wkłada stopki do buzi. Bardzo dużo gaworzy, śmieje się, ale niestety nie wyrosła jeszcze z obawy przed samotnością. Jak tylko od niej odejdę i się czymś choć na chwilkę zajmę, jej humorek momentalnie się psuje... Są chwilę kiedy daje mi wolne, ale to i tak za mało na to co mam na głowie. Jednak jej kochany uśmiech jest na prawdę bezcenny. Muszę się też pochwalić, że raz zjadła mleczko modyfikowane z buteleczki. Zrobiłam 200 ml. 100 wypiła ona a drugi 100 ja. Nie będę nawet pisać jak tragicznie się po tym czułam... Jakby nie to, że Szymek wygonił mnie na drzemkę, zwróciłabym jedzonko z całego tygodnia. Postanowiłam karmić ją tym dziwactwem dopiero w ostateczności. Jemy też już powolutku słoiczki z owockami i to dość chętnie. Nie jest więc tak najgorzej z naszą dietą. Mam nadzieję, że Lenka przybierze na wadze jak najszybciej. W siatkach centylowych jest troszkę poniżej 50 centyli. Pediatra mówiła, że te siatki nie są aż tak dostosowane do dzieci na piersi i żebym się tym nie sugerowała. Jednak jak każda matka chcę, żeby moja dzidzia rosła jak na drożdżach, więc muszę dołożyć wszelkich starań, żeby jej się przybrało.
Na razie kończę, trzeba się pobawić z moją gwiazdką.
Życzę miłego wieczorka :D
Szymek ma się całkiem dobrze.Chce wyjść z obecnej sytuacji, a to jest najważniejsze. Jeździ i załatwia co się da, a ja pomagam mu z domku jak tylko mogę.
Nasza sytuacja finansowa się troszkę poprawiła, jeśli można w naszej sytuacji w ogóle tak powiedzieć. Dostałam wyrównanie elterngeld i kindergeld, a to zawsze jakiś większy zastrzyk gotówki. Coś się zawsze za to nadpłaci. Sporo załatwiliśmy spraw na naszą korzyść, ale nie ma co się na ten temat rozpisywać. Najważniejsze, że jakoś wychodzimy z opresji. Zajmie nam to sporo czasu, który będzie liczony nawet w latach, ale ważne, że kiedyś będzie już za nami.
Jeśli chodzi o Lenkę, to ona jest na prawdę powodem dla którego warto żyć i nie można się załamać. Jest dosłownie kochaniutka. Ostatnio udało jej się już przewrócić z plecków na brzuszek. Nie dało rady wrócić do pozycji wyjściowej, ale ćwiczenia czynią mistrza :D. Co raz częściej przewraca się z boczku na boczek, wkłada stopki do buzi. Bardzo dużo gaworzy, śmieje się, ale niestety nie wyrosła jeszcze z obawy przed samotnością. Jak tylko od niej odejdę i się czymś choć na chwilkę zajmę, jej humorek momentalnie się psuje... Są chwilę kiedy daje mi wolne, ale to i tak za mało na to co mam na głowie. Jednak jej kochany uśmiech jest na prawdę bezcenny. Muszę się też pochwalić, że raz zjadła mleczko modyfikowane z buteleczki. Zrobiłam 200 ml. 100 wypiła ona a drugi 100 ja. Nie będę nawet pisać jak tragicznie się po tym czułam... Jakby nie to, że Szymek wygonił mnie na drzemkę, zwróciłabym jedzonko z całego tygodnia. Postanowiłam karmić ją tym dziwactwem dopiero w ostateczności. Jemy też już powolutku słoiczki z owockami i to dość chętnie. Nie jest więc tak najgorzej z naszą dietą. Mam nadzieję, że Lenka przybierze na wadze jak najszybciej. W siatkach centylowych jest troszkę poniżej 50 centyli. Pediatra mówiła, że te siatki nie są aż tak dostosowane do dzieci na piersi i żebym się tym nie sugerowała. Jednak jak każda matka chcę, żeby moja dzidzia rosła jak na drożdżach, więc muszę dołożyć wszelkich starań, żeby jej się przybrało.
Na razie kończę, trzeba się pobawić z moją gwiazdką.
Życzę miłego wieczorka :D
Subskrybuj:
Posty (Atom)