środa, 12 grudnia 2012

Ciężki dzionek

Oj dziś miałam ja za swoje. Z ranka byłam w sumie radosna i wypoczęta, bo Lenka przespała prawie całą nockę. Obudziła się o 5 rano zjadła cycusia i śpiewała do oporu, a ja udawałam, że mnie to cieszy. W sumie cieszy, ale o tej porze nie wiem jak się nazywam, więc nie mogę do końca być zadowolona z postępów w karierze wokalnej mojej pociechy. Przez jakiś czas Lenka zajmowała się ładnie sobą i bawiła się chętnie. Kiedy Szymek z pracy przyszedł zaczęła strasznie marudzić, płakać, wkładać swoje i moje palce do buzi i drapać się po dziąsłach. Jesteśmy zdania, że naszej pociesze idą ząbki. Niby troszkę to wcześniej, ale tak to na razie wygląda. Jeśli jutro będzie podobnie idziemy z nią do lekarza. Doktór sprawdzi czy wszystko ok, zważy ją  i ogólny przegląd zrobi to będę spokojniejsza. Za to co mi się bardzo spodobało, to mimo cyrków jakie odstawiała, sama usnęła w łóżeczku. Nawet nie musiałam jej niczym zagadywać ani zabawiać. Ostatnio usypiała mi tylko na rękach i na cycusiu. Już myślałam, że zapomniała o moich staraniach, aby usypiała samodzielnie. Mam nadzieje, że dziś też będzie ładnie spała, a jutro będzie bardziej wesoła i kontaktowa niż miało to miejsce dziś wieczorem.
Ogólnie nie czuję się za dobrze. Z raną krocza nie poszłam do lekarza. Byłam umówiona na wczoraj z Basią, ale w końcu nie poszłam. Szymek nie chciał zostać w domu z małą i kombinować z mieszankami. W sumie ma rację. Mogą mnie przecież zostawić w szpitalu, a co jak Lena nie będzie chciała pić z butli??? Przecież nie będzie głodowała przez te dni, kiedy nie będę mogła karmić...
Niebawem będziemy próbować dawać jej mieszankę, żeby się powoli przyzwyczajała. Nie na codzień, ale właśnie na wypadek takich sytuacji, kiedy nie będę mogła dać jej cyca. A czeka mnie oprócz zabiegu, seria wizyt u dentysty i Bóg wie co jeszcze.
Postanowiliśmy, że w Polsce pójdę do ginekologa, jeśli starczy czasu oczywiście i mnie dokładnie obejrzy. Powie co i jak i może nawet uda mi się zszyć w Polsce. Wątpię w to ale kto wie?? :D.
Tam przynajmniej miałby się kto nami zająć po zabiegu.
Są nawet plany, żebym została w Polsce na dłużej, ale napiszę o tym jak będę wiedziała coś więcej, bo na razie to takie marzenia moje.
Na razie kończę, bo chcę się troszkę zrelaksować po tym ciężkim dniu, a niebawem trzeba iść spać.
Dziękuję za uwagę tym, którzy mnie czytają i zapraszam na następne notki :D 

piątek, 7 grudnia 2012

Załamka...

Witam w to piękne u mnie śnieżne popołudnie. Ostatnio nie miałam nawet jak napisać notki. Lena ładnie daje mi w palnik.... nie ma co..... Straszliwe gazy dalej trwają. Już czasami brak mi sił. Zwłaszcza kiedy budzę się jak zombie na karmienie o czwartej w nocy, a ona po karmieniu ani myśli iść spać... Śpiewa, gaworzy, niekiedy płacze, a ja nie wiem jak mam na imię..... Udaje mi się ją uśpić około siódmej, ale i tak na króciutko, W dzień też jest marudna. Mam wrażenie, że ona nami manipuluje jak chce i sobie nas, a już na bank mnie podporządkowała.... Nie przestanie płakać dopóki nie wezmę jej na ręce. Nie chodzi o to, że nie chcę tego zrobić, bo dla mnie sama radość ją tulić i nosić, ale mam jeszcze sporo rzeczy do zrobienia, a ona nieustannie chciałaby być noszona. Nie interesują jej żadne posiadane przez nią zabawki, a bynajmniej nie dłużej niż pięć minut. Jedyną zabawką jaką uznaje jest mama. Tak więc mój dzień ostatnio polega tylko na kombinowaniu co zrobić, żeby ona nie ryczała. Jak się domyślacie wychodzi mi to co najmniej marnie i obie się stresujemy, Zaczynam wątpić w to, że kiedykolwiek ją opanuję...
Wczoraj byłam wreszcie u ginekologa. Niestety bardzo żałuję, że tam w ogóle poszłam. Jedyne co od niego wyniosłam, to skierowanie do szpitala na powtórne szycie krocza....Jestem załamana. Na razie nie planuję się tam pojawić, bo boję się jak nie wiem co. Może jakoś się samo zrośnie..  Nie dość, że boję się panicznie, to jeszcze nie mam warunków, żeby ten zabieg wykonać. Nie chcę tam jechać sama, a nie ma mi kto też z dzieckiem zostać. Jak Szymek weźmie znów przeze mnie wolne, to może zostać z małą, a kto pojedzie ze mną?? Ja się panicznie boję igieł i zabiegów... Po zabiegu muszę się jak najbardziej oszczędzać. Kto mi pomoże zająć się małą?? Ona nie rozumie, że mamusia nie może się schylać nosić jej a nawet karmić jej na siedząco. Cała moja rodzinka, która mogłaby mnie wesprzeć jest tysiąc kilometrów stąd..... A po co mam robić zabieg, skoro znów nie będę miała jak się oszczędzać i efekt będzie taki sam, że szwy znów się rozejdą... Teraz rana goi się już dwunasty tydzień, nie pozwolę, żeby znów przez dwa miesiące nie móc na dupie usiąść. Ten zabieg to będzie ostateczność, na prawdę. Kończę na razie bo Lena śpi i mam możliwość wreszcie się czegoś napić i odpocząć, nie wiem, kiedy taka okazja nadarzy się ponownie.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

Gazy

Wczoraj do wieczora stopniał cały śnieżek. Dziś za to spadł nowiutki. Mnie na razie i tak to nie rusza, bo tylko obserwuje sytuację pogodową z ciepłego domku. 
Miałam coś skrobnąć jeszcze wieczorkiem, ale Lenka miała straszne gazy i nie miałam jak odpocząć. Moja kochana biedulka. Dziś też nie jest za dobrze. W nocy kilka razy obudziła się z płaczem i dwa razy obudziła się na karmienie. Oczywiście to, że musiałam do niej wstać nie jest żadną tragedią,  ale fakt, że jak już ja nakarmiłam uspokoiłam i ululałam sama nie mogłam usnąć wkręciłam sobie coś, już sama nie pamiętam co i myślałam... Przez co dziś jestem nie do życia. 
Szukam w necie skutecznego sposobu na te piekielne gazy, ale niestety nic nowego nie wyczytałam. Jakiś czas temu kupiłam jej herbatkę na bolący brzuszek. Jednak lekarka powiedziała, że nie da ona nic, a poza tym dziecka karmionego tylko i wyłącznie piersią nie powinno się przepajać.  Po drugie Lenka wcale nie chciała jej pić. Nie dość, że jej nie smakowała, to jeszcze moja gwizdka nie toleruje żadnych butelek. Dziś wymyśliłam, że podam jej herbatkę po swojemu. Przemogę się i sama będę piła to świństwo, a to co trzeba na ból brzuszka i ziółka przekażę mojemu słońcu razem z mleczkiem. Nie wiem czy to coś da, ale łapę się już każdej deski ratunku, żeby nie musieć patrzeć jak moja malutka się męczy. 
Mam nadzieję, że te piekielne bóle brzuszka przejdą jej w trzecim miesiącu i moja malutka będzie cały czas taka uśmiechnięta jak wtedy, kiedy nie ma bólów. 
To na razie na tyle :D. Odezwę się potem jeśli będzie ku temu sposobność.

niedziela, 2 grudnia 2012

Pada śnieg, pada śnieg...

No i mamy pierwszy śnieg w tym roku... Jest to, też pierwszy śnieżek Lenki, ale ją na tym etapie życia śnieg obchodzi najmniej. Uwielbiam obserwować jak pada śnieżek. Jednak tylko kiedy siedzę w ciepłym domku. Jak jestem na dworze i mi wieje po nerach, to mój entuzjazm wobec śniegu spada na łeb, na szyję. Nie mogę się jednak doczekać, kiedy będę razem z Lenką lepiła bałwanka i rzucała się z nią śnieżkami :D. 
Wczoraj usunęłam mojego starego bloga z portalu interia.pl. Wnerwiła mnie jakaś laska głupimi komentarzami. Pod notką ze zdjęciami Leny zaczęła coś pisać, że krzywdę dziecku robię umieszczając jej zdjęcia w internecie i takie tam pierdoły. Że jej w przyszłości może się nie spodobać, że jej niemowlęce zdjęcia były w internecie. Nie wiem skąd się ta kobieta urwała naprawdę.... W dzisiejszych czasach matki wstawiają zdjęcia swoje i swoich pociech, i jest to przecież całkiem normalne. Chyba debilka nie widziała nk.pl, fecbooka, portalu smyki.pl bądź innych blogów o dzieciach. Jeśli matka jest dumna ze swojego dziecka, ma prawo się nim pochwalić. A do czasu, aż dziecko będzie na tyle duże, że jego zdjęcia będą robić mu obciach troszkę czasu minie i na pewno te zdjęcia odejdą już w niepamięć. To znaczy nie będą na pierwszych stronach bloga, nie będzie ich nadrukowanych na bilbordach, ani nic w tym stylu, więc niech suczka zamknie lepiej paszcze.... Ja sama byłabym prze szczęśliwa jakby za czasów kiedy ja byłam noworodkiem ktoś mi robił dużo zdjęć i je wstawił, tak żebym mogła je obejrzeć  kiedy będę większa. Za moich czasów aparat był luksusem, a jak ktoś już go posiadał to zdjęcia i tak czarno-białe były i większość z nich uległa zniszczeniu. A nie powiem już co bym dała, żeby zobaczyć zdjęcie mojej mamy kiedy nosiła mnie w brzuszku. No ale widać na tamtym portalu ludzie są pogięci i zazdrość im dupę ściska, że oni nie wpadli na to, żeby przygotować stronę o dziecku, pochwalić się nim i mieć pamiątkę z wczesnych lat życia pociechy. Jak wiele osób twierdzi jest to najtrudniejszy i najpiękniejszy okres, a mija tak szybko. Czy to zbrodnia, że ktoś chce te chwilę uwiecznić?? Taki debilizm chyba tylko w Polsce....
No nic na tym na razie kończę. Jak czas pozwoli napiszę coś wieczorkiem.  

sobota, 1 grudnia 2012

Przystosowanie

Dziś dzień zaczął mi się niezwykle kijowo. Od samego ranka żarłam się z moim mężem. W sumie, to zaczęło się już w nocy, bo mnie bardzo zdenerwował. Było już po północy. Lenka obudziła się na papu i zaczęła płakać, a mój kochany mąż siedział sobie w słuchawkach na komputerze i miał głęboko w czterech literach, że dziecko wyje. Tak się wkurzyłam, że i ja zaczęłam wyć. Miałam wrażenie, że jestem całkiem sama i nie mogę na nikogo liczyć w sprawie opieki nad dzieckiem. Mojemu mężowi w głowie jedynie komputer i gry.. Wiem, że tak na serio tak nie jest, ale mimo wszystko powinien mi bardziej pomagać. Osoby, które są nam najbliższe i mogłyby mi pomóc, bądź doradzić w sprawie Lenki są tysiąc kilometrów stąd i musimy radzić sobie sami. Dlatego też powinniśmy się stokroć bardziej wspierać, a nie kłócić się i robić sobie na złość.
W każdym razie ja jestem jaka jestem i było mi bardzo przykro.
Lenka oczywiście jak zwykle kochana. Wczoraj poszła spać po 20, obudziła się raz na papu o 1:10 i drugi o 7:10. W dzień ładnie jadła i niewiele marudziła, bawiła się z mamusią. Jest po prostu kochana.
Zostało jeszcze wiele do zrobienia i wypracowania, ale z czasem dojdziemy do zupełnego porozumienia i będziemy ze sobą współpracować. Wiem, że powodzenie zależy tylko i wyłącznie ode mnie. Lenka wie  czego chce i domaga się tego. Ja natomiast mam jakieś dziwne ustalenia, których się trzymam rękami i nogami, co nie wychodzi na dobre ani mi, ani jej. Przykładem jest, że wyczytam gdzieś, że dziecko powinno jeść co trzy godziny i ja postanowię sobie, że będę ją karmiła co trzy godziny. Przez cały czas będę z zegarkiem w ręku przestrzegała tej reguły. Jeśli mała po dwóch godzinach będzie głodna, będę zła, że nie udaje mi się spełnić mojego założenia i już humorek zwalony na resztę dnia...
Wydaje się to pewnie głupie, ale należy, mnie zrozumieć. To moje pierwsze dziecko i mam jeszcze nadzieję, że wszystko da się zaplanować i postępować według tego ściśle określonego planu.
Z każdym dniem jednak uświadamiam sobie, że jestem w błędzie i staram się jakoś przystosować. Tak, aby mój dzień i moje życie miało ręce i nogi.
Na tym kończę, bo lecę oglądać Galę KSW.
Życzę dobrej nocki

piątek, 30 listopada 2012

Piątkowe sprawozdanie

Ojć ostatnio nie mam na nic czasu. Tak bardzo popadłam w wir rodzicielstwa, że nie wiem jak się nazywam. 
Relacje z Lenką są świetne. Coraz częściej udaje mi się zrozumieć czego się domaga. Co prawda od kilku dni ma jakieś krzywe akcje, że nawet "Najwyższy" zastanawiałby się pewnie o co jej chodzi. Mamy już za sobą pierwszą całkowicie nieprzespaną noc - przedwczoraj i marudne dni. Dziś na przykład przeżyłam takie popołudnie. Dzięki Bogu kryzys już zażegnany i mała śpi, a ja mam 15 minut żeby się zrelaksować przed kompem. Na więcej wolę sobie nie pozwalać, bo nie do końca odespałam tą ciężką noc, o której już wspominałam. 
Jestem w trakcie tworzenia nowego bloga poświęconego mojej gwiazdce. Będę tam zamieszczała wszystkie informacje na jej temat, jak i moje mądre i całkiem niemądre wnioski wypływające z jej wychowania. Serdecznie zapraszam :D

www.lenamalczyk.blogspot.de

Jeśli chodzi o sprawy poza macierzyńskie, to zaistniało kilka zmian. 
Krzysiu wytapetował i wymalował już naszą sypialnię. Jak będzie kiedyś gotowa, to na pewno pochwalę się zdjątkami sprzed remontu i po remoncie. 
Maił w tym tygodniu zrobić jeszcze pokoik Lenki, ale ząb go bolał i z roboty w tym tygodniu nici niestety. Mam nadzieję, że ten koszmarny remont wreszcie się skończy i będę mogła normalnie posprzątać ( jak Lenka pozwoli) i powoli meblować i dekorować. 
Nie narzekam jednak, bo wreszcie się coś ruszyło. 
Szymek zaniósł wreszcie wnioski o pieniążki na Lenkę. Tak..... Lepie późno niż wcale. Ehh, jak ja bym była bardziej mobilna, sama bym sobie wszystko załatwiła i nie musiała liczyć na innych. A jak wiadomo, mój mąż do systematycznych i pilnych to nie należy, więc wszystko na ostatnią chwilę zostawia i efekt jest jaki jest....
Na tym kończę na dziś bo na serio już po ścianach chodzę. Zapraszam do następnych notek i na bloga mojej kochanej córeńki :D,.

wtorek, 20 listopada 2012

Z tableta

Dobry wieczór.
Muszę się pochwalić, iż jest to moja pierwsza notka z tableta. Mój kochany małżonek jest obecnie na chorobowym i okupuje komputer. Mój sprzęt nie jest jeszcze podpięty, ponieważ nie mamy jeszcze drugiego biurka i nie ma go gdzie ustawić. Biurko czeka na przewiezienie u koleżanki.
Melduję postępy w moim wspaniałym życiu. Nasz wieczny remont wydaje się wreszcie postępować. Dziś Krzyś wpadł do nas na chwilkę i zagruntował ściany w naszej przyszłej sypialni. Jutro przyjdzie i wytapetuje a w nasrępnych dzionkach będzie malowanie i meblowanie. Przy dobrych wiatrach za jakiś tydzień,może dwa w moim nowym mieszkanku zapanuje względny ład.
Chcę także donieść o postępach w dziedzinie macierzyństwa. Z Lenką co raz lepiej nam się układa. Nasza współpraca wreszcie wygląda dobrze. Ja nie stresuję się już spędzaniem z nią czasu, a ona jak tylko mnie zobaczy posyła mi najwspanialszy w świecie uśmiech, dla którego warto nawet umrzeć. Co prawda w dalszym ciągu ma ataki kolki,jednak nie są one tak częste i mocne jak dawniej. Jednym słowem jest co raz lepiej. W internecie dorwałam pewną książkę Tracy Hogg na temat niemowląt. Będę się starać kierować informacjami i mądrościami w niej zawartymi, bo jest to pierwsza książka,która zawiera poglądy zbliżone do moich wlasnych. Z czasem napisze o co mi chodzi i jak idzie mi realizacja założeń tej książki.
Na tym kończę noteczkę. Muszę przyznać, że z tableta pisze mi się całkiem fajnie, więc istnieje duże prawdopodobieństwo, że notki będą częstsze.
Dziękuję za uwagę i życzę miłej nocki.

środa, 14 listopada 2012

2 miesiące Lenki



Teraz troszkę o moim największym skarbie - Lence. Pewnie za dużo nie uda mi się napisać, bo moja córka jest bardzo zajmująca i nie daje mi zbyt wiele czasu dla siebie. W sumie mam go wtedy kiedy ona pójdzie lulu, a ostatnimi czasami nie wyraża chęci zbyt wielu drzemek w dzień, więc i ja mam nieustannie zajęcie.


Za dwa dni (czternastego) miną dwa miesiące odkąd moja gwiazdka jest po drugiej stronie pępuszka. Przez ten czas urosła 4 centymetry i przybrała ponad 1,8 kg (ważona była tydzień temu, więc będzie pewnie więcej przyrostu wagi).


Jest baaardzo kochana. Ma jednak problemy z brzuszkiem. Wstrzymują się jej gazy, ma kolki i ostatnimi dniami ciężko jej o kupę. Jedyne na czym skupia swoją uwagę, to próba wypchnięcia kupki. Niekiedy tak bardzo płacze, że nie wiem co mam z nią robić i sama ryczę razem z nią. Nie mogę patrzeć jak moja kruszynka się męczy. Niestety depresja poporodowa mnie nie ominęła... Kiedy teściowa wróciła do Polski, nie wiedziałam co mam zrobić z malutką. Do tej pory, kiedy za bardzo ryczy załamuję się. Mam nadzieję, że mi to przejdzie.


Jak dla mnie mała dobrze i szybko się rozwija, ślicznie gaworzy. No jest po prostu kochaniutka. Aż chciałoby się ją zjeść z miłości.


Pokaże teraz kilka zdjątek mojego kochaniutkiego pączusia:
Z tatusiem w szpitalu 

   

Pamiątka ze szpitala

   

Zaraz po przyjeździe do domku ze szpitala


Debiut w rożku

     

Mała myślicielka

     

Śpiąca królewna 


Mój mały pączuś :D


:*:*

Moja mała tancereczka
Aż się chce ją schrupać
Moja ślicznotka
Już zjada słone paluszki :D
Z tatusiem
Dynia na Halloween
Nowa zabawka od cioci :D
Mała terrorystka w dni kiedy kończy 2 miesiące

wtorek, 13 listopada 2012

I znów ja :)

  Oto wam ja :D. Jak zwykle po długiej przerwie. Tym razem nie wynikała ona z mojej niedbałości, czy braku czasu. Dopiero teraz podpięli mi internet. Od 1 października byłam bez mojego "okna na świat". Od tego czasu jesteśmy już na nowym mieszkaniu.Mieszkanie jest na prawdę cudowne, jednak brak nam czasu, żeby się nim zająć na poważnie. Przez ponad miesiąc żyjemy w jednym pokoju z minimalną ilością mebli. Wyremontowany mamy jeden pokój i przedpokój. Kuchnia i wc były już gotowe. Zostały nam do zrobienia dwa pokoje. Oczywiście trzeba też je zapełnić. W chwili obecnej w pokoju , w którym mieszkamy jedno biurko, sofę, fotel do karmienia Lenki, łóżeczko dla Leny, przewijak, no i dwa materace złączone ze sobą na których śpimy. Na pozostałe pokoje na złożenie czeka szafa o długości 3 metrów z lustrzanymi drzwiami, szafa narożna. Brak nam mebli kuchennych i porządnego łóżka. Za niedługo jednak wszystko będzie już zwiezione.
Troszkę denerwuje mnie to, że te całe prace nad mieszkaniem stoją w miejscu i że przez miesiąc niewiele w sumie posunęły się do przodu. Nie mam jednak co narzekać, bo nie możemy nic sami rozbić. Ani tapetowaniem, ani malowaniem zająć się nie możemy, bo nie znamy się na tym na tyle żeby to zrobić, a skutkiem naszego ostatniego tapetowania, była ściana, z której tapeta odpadała pasek po pasku. Tapetuje nam znajomy, który ma poskręcać nam resztę mebli. Tak się składa, że owy znajomy, albo ma akurat dużo roboty, albo popada w wir rozkoszy alkoholowych...
Mojego męża też mi szkoda, bo dużo pracuje, a jak tylko ma wolne, to musi gdzieś jeździć i non stop coś załatwiać. Nie ma takiego dnia, żeby spokojnie w domku sobie odpoczął. A ja mu też nie pomagam, bo non stop marudzę, że stan rzeczy jest, jaki jest...
Mam nadzieję, że w tym tygodniu coś się ruszy, bo niby ten znajomy ma mieć więcej czasu i może weźmie się za tapetowanie. Jeśli nie to chyba wyląduję u psychiatry, bo taki nieład może zabić taką pedantkę jak ja.
Tymczasem muszę uciekać, bo Lena się obudziła i pewnie zaraz zacznie się jej koncert. Nie ma co zwlekać, trzeba wyprzedzić jej łzy, bo jak zacznie ryczeć, to może dziś nie skończyć.
Jeśli będzie możliwość jeszcze dziś pochwalę się wam moją córą i dodam kilka foteczek :D.

sobota, 29 września 2012

Jest nas już troje

Jak pewnie każdy się już domyśla moja mala rodzinka liczy już o jedną osobę więcej - moją słodką Lenkę.
Moja księżniczka urodziła się 14 września dwanaście dni po terminie. Po dziesiątym dniu opóźnienia wreszcie przyjęli mnie do szpitala. Wcześniej myślałam, że jak już będę w szpitalu będzie już dobrze, a w szpitalu okazało się, że tu zaczynają się schody....
Moja sala była całkiem ładna, wygodne dwuosobowe łóżko, telewizor, balkon na początku byłam całkiem sama.
Co chwila na CTG, leżałam podpięta i praktycznie w ogóle nie było u mnie żadnego rozwarcia. Około godziny 12 zaaplikowali mi tabletkę dopochwową, na wywołanie skurczy. Szymek posiedział ze mną chwilkę i pojechał. Na moją salę przywieźli dziewczynę z jej przyjaciółką. No i tu zaczęło mi się robić przykro. Ta dziewczyna miała wspaniałą przyjaciółkę. Zajmowała się nią wspaniale, leżała z nią, masowała ją i w ogóle. A ja musiałam sama siedzieć, bez bliskich, nawet bez męża..... Do tego zaczęly mi się skurcze.... Te tabletki, które dali mi na skurcze powinnam przyjmować co 6 godzin. Okazało się, że wszystko postępuje i drugiej tabletki już nie dostałam. Od 21 do około 1 w nocy walczyłam ze skurczami. Nie wytrzymałam i wreszcie poszłam po tabletkę przeciwbólową, żeby usnąć. Okazało się, że poród już się zaczyna. Kazali zadzwonić mi po Szymona. Po kilku godzinach na CTG, dali mi tabletki przeciwbólowe i wysłali spać. O godzinie 7 rano zaczęla się już cała akcja porodowa. Przy porodzie była u mnie polka, lekarka i młoda dziewczyna jeszcze bez tytułu (stażystka czy co) no i Szymek. Ta młoda dziewczyna miała ze mną trzy światy. Pomagała mi oddychac i przeć. Ja wbijałam jej paznokcie w ręce, ciągłam ją za włosy. Biedaczka........W końcu o godzinie 9:38 na świat przyszła moja gwiazdka. Ważyła 3330 kg i mierzyła 53,5 cm.
  
To na razie na tyle, bo moja gwiazda strasznie płakusia :/

poniedziałek, 3 września 2012

Oczekiwanie



9 Stycznia tego roku, pewien mądry Pan powiedział mi, że w dniu dzisiejszym powinnam wydać na świat moją córcię.... I co ?? Echo.....
Zdaję sobie sprawę, że się nie da wyliczyć terminu porodu co do dnia, ale ja już wariuję...
Chcę już zobaczyć moją Lenkę... Chcę mieć za sobą poród, którym każdy mnie straszy...
wrócić do mniejszych rozmiarów i pożegnać się z opuchlizną, która nie pozwoli mi na poruszanie się.
Zaczyna brakować mi już sił. Chcę przytulić Lenę...

czwartek, 23 sierpnia 2012

Brzusio

Oto zdjęcie mojego brzuszka na początku 39 tygodnia ciąży. Przez całą ciążę nie zrobiłam sobie chyba ani jednego zdjęcia, więc pomyślałam, że fajnie by było takowe mieć. Bo ja na przykład chciałabym zobaczyć zdjęcie mojej mamusi, kiedy nosiła mnie w brzuszku.
Co prawda to nie jest za piękne, bo ani się do niego nie ucharakteryzowałam odpowiednio, ani nie miałam fotografa. Zwykły samowyzwalacz. Cóż można jednak samemu w domu wyfotografować. Jeśli mi się uda i do porodu odwiedzi mnie jakaś znajoma, to pstryknie mi coś o wiele ładniejszego.
W celu podsumowania dodam, że w ciąży przytyłam mniej więcej 27 kilo, a w pasie przybyło mi ok 40.

środa, 22 sierpnia 2012

12 dni



Jeszcze 12 dni do planowanej daty porodu...
Siedzę jak na szpilkach. Skurczów chyba jeszcze nie mam, ale cały czas coś mnie boli szczyka, a mała radośnie się wierci.
Co jest zabawne, moja mama tak samo jak ja miała termin porodu mojego brata miała na 2 września. Urodziła go dopiero 9 września. Zabawnie będzie jak i mi się tak przydarzy :D
Wreszcie wzięliśmy się ostro za przygotowanie wyprawki dla naszej kruszynki. Nie czekamy już na żadne pieniądze. Ostatnio byłam w jednej fundacji i okazało się, że jesteśmy za bogaci... Tak więc nie ma sensu już na nic czekać, bo czas ucieka...
Zakupiliśmy łóżeczko, materacyk. komodę do przewijania i sporo akcesoriów do pielęgnacji dzidziusia, szuflada na ubranka zaczyna pękać w szwach jak u mamy :D
W sumie brakuje nam tylko wózka, który już jest załatwiony i czeka tylko na transport, wanienki, laktatora i środków pielęgnacyjnych, które kupimy dopiero po porodzie. Mogę więc stwierdzić, że nieźle się spisaliśmy.
W październiku staniemy się też szczęśliwymi najemcami naszego upatrzonego mieszkanka :D. Przyznali nam mieszkanko!!! Nie możemy się jednak wprowadzić, aż do końca czasu wypowiedzenia na stare mieszkanko. Musimy więc czekać do ostatniego września. Przez miesiąc będziemy musieli jakoś jeszcze przebiedować na starych śmieciach. Ja jednak cieszę się, że wreszcie wiem na czym stoję i mieszkanko należy do nas na 100 procent.
Szymek będzie musiał ich ubłagać, żeby dali nam klucze wcześniej. Musi zrobić remont zanim ja wlecę tam z Lenką.
Mam nadzieję, że teraz już wszystko będzie szło jakoś z górki i że niedługo na blogu będzie widniała notka, że zostałam najszczęśliwszą mamusią na świecie :D

środa, 15 sierpnia 2012

Dwa tygodnie



Ze mną niestety już nie jest najlepiej. Zostało mi jeszcze 19 dni do daty porodu. Czuję się masakrycznie. Fizycznie i psychicznie. Ciężko się ruszać.. Cały czas coś mnie boli gniecie, mała się co chwilę przypomina. Bardzo się cieszę, że jest aktywna, jednak te bóle nie pozwolą mi już nic robić. W nocy budzę się co 2 godziny. Ręce mi wręcz paraliżuje. Z bólu się budzę.
Psychicznie też nie jest mi miło...
Całymi dniami w domu sama siedzę i gniję. Niby mam wiele znajomych , ale z nimi pogadać to tylko przez telefon. Wszystkie zajęte, zapracowane... A jak mój szanowny mąż wróci z pracy to albo z kolegami siedzi, gra, albo gdzieś wychodzi. Nie mogę mieć mu w sumie tego za złe, bo ja tez nie była bym szczęśliwa z kimś, kto nie może nawet z boku na bok się przekręcić, cały czas leży i narzeka.... Wiem, że i tak bardzo się stara i zależy mu. Nie mogę na niego narzekać. Co tylko chcę, dostaję, zabiera mnie do restauracji i stara się mi umilić ten dziwny czas. Nie mogę go zmuszać do siedzenia ze mną w łóżku i oglądania Ukrytej prawdy, Dlaczego ja? i Trudnych spraw przez cały dzień. Nic innego nie jestem mu w stanie zaproponować.
Troszkę jednak jestem smutna, bo jutro ma urodziny. Myślałam, że spędzimy je razem, wreszcie bez żadnych Michałów i Murzynów. Okazało się, że urodziny zaplanował sobie już z kolegami u nich w domu. Tak więc znów będę sama. Nie mam co marudzić, bo sama bym z nim iść do nich nie chciała, bo źle się czuję, ani się nie napije niczego i nie będę miała co tam robić. Wkurza mnie jednak to, że nawet się mnie nie zapytał, czy chcę iść z nim, albo jakoś z nim spędzić czas w jego urodziny....
Mam nadzieję, że to tylko moje kolejne ataki hormonalne i tak na prawdę nic się pomiędzy nami nie dupi....
Do tego dochodzi jeszcze fakt, że nie wiem jak to dalej będzie w naszym życiu materialnie.
Jakiś czas temu próbowałam napisać kilka notek, ale mi nie wychodziło, bo jak już napisałam notkę to mi się dziwnym trafem nie zapisywała i dawałam sobie spokój z pisaniem.
Jakiś miesiąc temu dostaliśmy propozycję mieszkania. 3 pokoje z balkonem, 75 metrów. Byliśmy je obejrzeć. Bardzo nam się spodobało. Będzie tam w cholerę roboty, bo jest w stanie surowym. Remont zakup mebli i tym podobne. Myśleliśmy, że to już mieszkanie na 100 proc dla nas. Złożyliśmy już wypowiedzenie na nasze mieszkanie. Okazało się, że o to mieszkanie starają się jeszcze 4 inne rodziny. Tak więc dalej nie wiemy czy będziemy mieli gdzie mieszkać... Jak się domyślacie wcale mi to życia nie ułatwia...
Z decyzją czy dostanę wyprawkę na Lenkę, też się nie śpieszą. Czekam już ponad 2 tygodnie. Tak niewiele czasu do porodu, a ja nic prawie nie mam. Może się nawet tak skończyć, że mi jej nie przyznają i będę musiała za swoje pieniądze wszystko kupić. Wtedy to nie wiem jak my wyrobimy finansowo. Kaucja za mieszkanie, meble, remont, pierwsza wyprawka dla dzidzi. Aż strach o tym myśleć.
Będę już chyba kończyła, bo za dużo tematów do marudzenia, a nie chcę nikogo zanudzać. Jeszcze ktoś pomyśli, że się nie cieszę z tego, że będę mamą, albo co. A to oczywiście nie tak. Po prostu za dużo siedzę w domu sama, myślę jak to będzie i się strasznie stresuję.
Tak więc kończę mój wywód. Mam nadzieję, że z następną notką coś optymistycznego napiszę.

czwartek, 26 lipca 2012

Wieści z brzuszka



Wczoraj miałam kolejną wizytę u lekarza.

Do tej pory przytyłam już 20,5 kg. Troszkę dużo według tego, co czytałam w gazecie. Według artykułu powinnam przytyć maksymalnie 16 kg... Najważniejsze jednak, że lekarz powiedział, ze Lenka rozwija się prawidłowo i jak na razie wszystko wskazuje na poród naturalny. Oszacował mi wagę mojej dzidzi. Waży mniej więcej 2080 g. Jedyne co mnie zmartwiło, to to, że po wizycie popatrzyłam na wyniki badań mojego moczu i zobaczyłam, że obecny w nim jest cukier... Troszkę mnie to przeraziło, bo od razu pomyślałam, że to cukrzyca. Potem wyczytałam na necie, że powodem obecności cukru w moczu może być też przemęczenie i stres. Skoro lekarz nie powiedział nic na temat cukrzycy, wydaje mi się, że nie mam się co dodatkowo martwić. Następną wizytę mam za tydzień 31 Lipca. Lekarz chce mnie jeszcze raz zbadać przed swoim urlopem. Mam nadzieję, że nadal wszystko będzie ok i za 5 tygodni będę już szczęśliwą mamusią :D

sobota, 7 lipca 2012

Ptaszek



Wczorajszy dzień był dla mnie co najmniej przerażający.
Z rana korzystając z okazji, że moje przeziębienie zaczynało mi mijać udałam się do arbeitsamtu, coby otrzymać jakieś informację na temat mojej wyprawki dla Leny. Załatwiłam jednak niewiele. Pani nie udzieliła mi żadnej informacji. Dała mi jakiś lipny wniosek i tyle... Nie wiem co ja mam do jasnej cholery dalej zrobić... Ręce aż mi opadają.
Zdenerwowana wracam do domu, a tam na mojej żaluzji wisi sobie czarny ptak.... Panicznie boję się ptaków... Nie wiedziałam co mam z tym cholernym ptakiem zrobić. Zamknęłam pokój, coby mnie nie zaatakował i czekałam, aż moje chłopy z pracy wrócą. Próbowałam go jakoś wypłoszyć, ale nie dało rady. Na początku rzucałam w żaluzję, na której siedział ręcznikiem, ale on się nawet nie ruszał... Potem zaczął mi latać po całym pokoju i obijać się o drzwi. Myślałam, że zawału dostanę. Stwierdziłam, że otworzę mu drzwi od pokoju i drzwi wyjściowe, żeby sobie wyleciał, a sama się do toalety schowałam. Na początku myślałam, że wyleciał. Weszłam do pokoju i faktycznie go nie było. Jako największy cykor wyszłam z tego pokoju i znów zamknęłam drzwi. I bardzo dobrze zrobiłam, bo on się tylko gdzieś schował. Znów zaczął latać po pokoju i w drzwi walić.
Koleżanka przez telefon wkręciła mi, że może być to też nietoperz. Jak to już usłyszałam, to myślałam, że ze strachu urodzę.
Efekt taki, że przez pięć godzin siedziałam w kuchni i czytałam gazetkę dla przyszłych mam. Przyszli chłopcy wyśmieli mnie oczywiście, bo bez tego to by się na pewno nie obyło. Popatrzyli i nic nie było. Miałam wrażenie, że wcale mi nie wierzą. Powiedziałam jednak, że nie wejdę do tego pokoju, dopóki każdego kącika nie przekopią. Nagle zupełnie z nie wiadomo jakiej kryjówki wyleciała Jaskółka i znów zarąbała głową w drzwi. Spadła na ziemię i Michał ją wypuścił za okno,
Nie pamiętam kiedy ostatnio się tak bałam.... Mam nadzieję, że przez to moja kochana Lenka nie będzie jakaś strachliwa...
Tak czy siak ten dzień zapamiętam na baaaardzo długo.

wtorek, 3 lipca 2012

8 miesiąc :D



Dziś oficjalnie zaczyna się mój ósmy miesiąc ciąży. Dokładnie za dwa miesiące powinnam zostać mamą :D.
Nie mogę się wprost doczekać, kiedy zobaczę moją małą Lenkę. Co prawda boję się małych dzieci i nigdy nawet nie trzymałam dziecka na rękach, jednak mam nadzieję, że strach przejdzie sam w momencie kiedy położna położy mi ją na brzuszku zaraz po porodzie.
Boję się bardziej jak to dalej będzie. Cały czas czekamy na wiadomość odnośnie mieszkania z miasta. Śpieszy im się tak, że mnie aż skręca. Jeśli sprawa się nie ruszy, będę musiała zostać w naszym aktualnym mieszkaniu i jakoś to wszystko zorganizować. Po pierwsze będę musiała się pozbyć naszego współlokatora. nie ukrywam, że już nie mogę się doczekać tego momentu. W naszym jednym pokoju będziemy musieli upchać łóżeczko, przewijak i huśtaweczkę, nie mówiąc o jakieś komodzie dla Lenki. Tak więc nie będzie miejsca dla współlokatora. A ja wreszcie uzyskam trochę prywatności..
Na dniach powinnam zacząć się starać o pieniążki na wyprawkę od państwa. Nie czuję się jednak na siłach. I zdrowotnie i językowo. Nawet nie możecie sobie wyobrazić jaki to stres iść do urzędu, dwoić się i troić, żeby Cię tam zrozumieli. A jak już Cię zrozumieją, to trzeba zrozumieć jeszcze ich, a dla mnie to jest na prawdę stresujące...
Mam możliwość poproszenia pewnej kobiety, która zna się na rzeczy, żeby mi pomogła załatwić wszystkie urzędowe sprawy. Bierze za to najprawdopodobniej około 10 euro za godzinę. Niby nie dużo, ale na kasie to my ostatnio nie śpimy, a wydatki nas czekają masakryczne. No a poza tym jeśli się sama zbiorę i sama załatwię to co mam do załatwienia, będę z tego baaaarrrrrdzooo dumna.
Swoimi wywodami sama siebie uświadamiam, że im więcej siedzę sama w domu, tym więcej myślę, a im więcej myślę, tym więcej mam stresu... Więc chyba najlepiej będzie jeśli wezmę się za coś konstruktywnego. Nie ma co tyle rozmyślać i się martwić, bo szybciej osiwieję..
Życzę więc miłego poniedziałku :)

sobota, 23 czerwca 2012

Kolejne zdjątko :)



We wtorek odbyła się moja od dawna oczekiwana wizyta u ginekologa. Nie wiem czy wszystkie ciężarne tak mają, ale dla mnie wizyty są za rzadko. Podczas miesiąca oczekiwania na następną wizytę, czuję się niespokojna. Nie wiem czy wszystko jest w porządku. Teraz byłam tak zestresowana, że wzięłam ze sobą przyjaciółkę.
Kiedy już przyszła moja kolej i wzięli mnie w obroty nie miałam już czasu na stres. Zrobili mi serie badań. Krew do trzech fiolek, ciśnienie, ważenie (przez całą ciążę przytyłam już ponad 16 kg), ktg i zastrzyk przeciwko konfliktowi serologicznemu w drugiej ciąży. Przeprowadzili także USG. Wreszcie dowiedziałam się jakiś konkretów. Lenka waży ponad 1500 g, wzrostu nie mógł niestety określić, bo chyba jest już za duża, nie wiem .... Ustawiona jest już główką do góry i nie ma żadnych komplikacji.
Jestem prze szczęśliwa :D. Mam nadzieję, że utrzyma się tak do końca i poród nie będzie aż taki straszny, jak opisują mi go koleżanki.
A oto zdjęcie mojej Lenki. Niestety nie widać noska, bo zakryła go rączką, ale i tak jak dla mnie wygląda najśliczniej na świecie :)

piątek, 22 czerwca 2012

Po urlopie



Urlop, urlop i po urlopie...
W sumie. to ciężko pobyt w Polsce nazwać urlopem, bo mój urlop trwa już od sześciu miesięcy :).
Jednak wreszcie ruszyłam się z moich czterech kątów i pojechałam do dawnych czterech kątów :).
Wypocząć, wypoczęłam. Leżałam przed TV i oglądałam moje ulubione seriale i mecze Euro. Pogoda mi zupełnie nie dopisała. Cały czas było zimno i lało. Więc nie popływałam na basenie jak miałam w planach, no i oczywiście się nie opaliłam... Za to spotkałam się z bliskimi i miło spędzałam czas.
Niestety nie mogłam nic napisać na blogu, bo nie miałam możliwości. Laptop mojej mamy jest w że tak powiem opłakanym stanie. Klawisz "a" działa jakby chciał, a nie mógł... Raz nawet podjęłam próbę napisania notki, ale w połowie coś mi się przycisło i część tego co napisałam znikła... No i tyle sobie popisałam...
Jednak już jestem i dalej będę was zanudzać moimi wypocinami :).
Do przeczytania :D

wtorek, 29 maja 2012



Jeszcze tylko 3 dni i będę w Polsce... Nie mogę się doczekać....
Ostatnie dni minęły mi pod znakiem przygotowań do wylotu i rozmyślania - w moim przypadku nieustanne rozmyślania są normalne. Moje kochane Diablo poszło w odstawkę, bo z mężem pożyczyliśmy konto jego kolegom, żeby pograli sobie jak my będziemy w Polsce. Idiotyzmem było by polecieć do Polski i cały czas grać.. Tak więc mam sporo czasu dla siebie, albo by po prostu nie robić nic.
W sobotę wybrałam się z mężem na mały spacerek, którego najważniejszym punktem okazało się pochłonięcie zestawu z KFC. Mam świra na punkcie ich kurczaków. Nie jem na co dzień w fast foodach, ale raz w miesiącu pozwalam sobie na kurczakowy zawrót głowy. Motywem przewodnim była wizyta w sklepie segmuller, bo zawsze podobały mi się meble z tego sklepu. Intrygowały mnie, bo na stronie internetowej nie ma podanych cen. Kiedy weszłam do sklepu od razu dowiedziałam się dlaczego. Jeśli na stronie podaliby ceny ich mebli, połowa osób zrezygnowałaby z ich asortymentu. nieporównywalnie drogo z innymi sklepami meblowymi we Frankfurcie. Jak szybko tam weszliśmy, tak szybko opuściliśmy sklep.
W niiedzielę odwiedziłam znajomą, bo mój małżonek cały dzień był w pracy i nudziło mi się piekielnie samej w domku. Spędziłyśmy bardzo miło czas.
Dziś znów Szymek cały dzień w pracy. Odwiedziła mnie koleżanka, ale siedziała dosyć krótko, więc została mi połowa dnia nic nie robienia. Obejrzę pewnie jakiś film i poczytam gazetę. Musi jakoś szybko zlecieć...
Za to następne dwa dni będę miała takie aktywne, że będę marzyła o posiedzeniu przed komputerem.
Jutro powinnam się udać do AOK (niemiecki ubezpieczyciel, coś jak kasa chorych) postarać się o zwrot kosztów ostatniego badania OGT. Mój mąż powinien iść do czegoś co w PL przypomina Enion. Jeśli nie przyślą mu do jutra zaświadczenia o zarobkach, będzie się musiał przejść do swojej firmy, żeby wymusić je osobiście, bo do jutra mamy złożyć ten wniosek o mieszkanie.
Tak więc podejrzewam, że jutro mnie braknie, więc idę po odpoczywać na zapas.
Miłego dnia życzę

czwartek, 24 maja 2012




Na chwilkę oderwałam się od gry, żeby napisać o mojej wizycie u lekarza.
Troszkę mi zeszło bo miałam badanie krwi - OGT. Tak do końca to sama dokładnie nie wiem na co jest to badanie. Albo na jakiś tam rodzaj cukrzycy, którą mają kobiety ciężarne, albo na tolerancję glukozy. Bądź co bądź, musieli mi dwa razy krew pobierać. Pobranie krwi, to to, czego nienawidzę, ale dla mojej Lenki, byłam dzielna :D.
Najpierw raz pobrali mi krew, dali do wypicia specjalny soczek i po godzinie następne kłucie. Nie omieszkam tez dodać o dodatkowym kłuciu w paluszek w celu normalnego badania krwi. Wyszło mi, że mam niedobór żelaza. Dostałam receptę na tabletki, które jak zwykle dostałam za darmo. Uwielbiam niemiecki system służby zdrowia. Nie miałam normalnego USG, ale nie płaczę, bo za kilka dni wreszcie w Polsce będę i tam sobie zrobię prywatnie zdjątko dla teściowej :D.
Lekarz wystawił mi zaświadczenie, że mogę latać samolotem, bo w wizzair podobno bez tego nie wpuszczają na pokład po 27 tygodniu ciąży. Wolałam sobie takie załatwić, chociaż lekarz mówił, że się tego nie praktykuje.
Co jeszcze się u nas wydarzyło......
Michał pojechał do Polski na urlop. Mamy więc troszkę spokoju i prywatności. Przyda się po trzech miesiącach mieszkania z nim. Nie to, żeby mi przeszkadzał, ale jakoś dziwnie się czuję jak mieszkają z nami osoby trzecie.
To chyba na tyle moich wypocin. wracam do gry,
Miłego wieczorka :*

niedziela, 20 maja 2012



Stało się coś w co do końca nie mogę uwierzyć.Okazałam się maniakalnym graczem Diablo III. Zawsze zapierałam się, że nigdy nie zagram w tą grę - a tu proszę....
Od trzech dni nie robię nic innego. Gram gram i gram. Dzięki Bogu znalazłam czas na prysznic i umycie naczyń. Wydaje mi się, że jest to pewnego rodzaju ucieczka przed problemami mieszkaniowymi. Są jednak plusy mojej nowej manii. Nie siedzę i nie martwię się na zapas, co mnie czeka w najbliższej przyszłości. To mnie bardzo stresowało i pewnie tez nie najlepiej wpływało na moje małe słoneczko w brzuszku.
Wracam więc do gry. Teraz będziecie wiedzieli, że nie porwali mnie kosmici :).
Życzę udanego weekendziku :D

czwartek, 17 maja 2012



Przez ostatnie dni, mało co byłam w domku. Wychodziłam rano i wracałam pod wieczór. Po przekroczeniu progu w głowie było mi tylko łóżko.
W poniedziałek dałam się wciągnąć w wir zakupów. Kupowałam ubranka dla siebie, bo już nie bardzo mam się w co wbić. Nie obyło się też bez drobnych zakupów dla Lenki. Ciężko mi dla niej coś kupować, bo nie wiem jaka wielka się urodzi, a nie chcę żeby jej szafka była pełna za małych ubranek. Po udanych zakupach znalazłam się od razu w moim kochanym wyrku.
We wtorek umówiłam się ze znajomą, która niedawno rodziła. Udzieliła mi kilku cennych porad co na temat położnych, szpitala i innych spraw czysto porodowych. Podstawy wiedzy na ten temat już mam, niebawem trzeba będzie zacząć działać.
Po powrocie, już wieczorem położyłam się spać. Nie planowałam tego, ale tak się zdenerwowałam, że żeby się nie poryczeć poszłam spać. Przysłali nam kolejne pismo w wohnungsamtu, w którym odsyłają nam wniosek o mieszkanie. Cobyśmy go poprawili.... Więc musimy od nowa wniosek złożyć, a co najbardziej mnie drażni, to fakt, że wszystkie dokumenty musimy im dawać od nowa, mimo, że mają już wszystkie.... Co za biurokracja..... krew mnie zalewa dosłownie....
Jedyną sprawą, która mnie jeszcze trzyma w całości i nie pozwala rozpaść się na kawałki jest mój wylot do Polski. 31 Maja wreszcie odwiedzę swoich bliskich. Nie mogę się już doczekać. Odpocznę może od tych całych durnych Niemiec. Szkoda, że tylko na 12 dni, ale i to dobre.
Pozdrawiam i życzę miłego popołudnia

poniedziałek, 14 maja 2012

USG






Oto moje pierwsze usg z dnia 12 Stycznia. Wtedy to dowiedziałam się, że będę miała dzidziusia :D. Po badaniu krwi, które nie wykazało ciąży i dwóch testach (jeden z wynikiem negatywnym) strasznie się zdziwiłam. Mimo wszystko radości nie było granic.

Od tej pory na moje dzidzi mówiliśmy "Fasolka", bo na tym zdjęciu wyglądała jak ziarnko fasoli :D.









21 Stycznia moja Fasolka wyglądała już tak:









W Dzień Kobiet dowiedziałam się, że noszę w brzuszku dziewczynkę. Wtedy to Fasolka otrzymała swoje obecne imię - Lena. A wyglądała wtedy następująco:









A tu mamy najaktualniejsze zdjątko mojego słoneczka z dnia 26 Kwietnia :









Nie mogę się doczekać następnych badań. Jak tylko będę miała możliwość wstawię zdjęcie zaraz po badaniu :D.


Dzisiejszy dzień nie był jednym z moich najlepszych.
Spałam u koleżanki, bo między dziewiątą a szesnastą mieli przyjść do niej technicy i założyć jej neta. Ona w tym czasie była w pracy, a ja czekałam na techników. Skoro i tak nie mam nic lepszego do roboty, to czemu jej nie pomóc. Muszę powiedzieć, że mi się tam u niej troszkę nudziło, bo nie ma jak u siebie. Pozmywałam jej naczynia, pościerałam kurze i pooglądałam niemiecką telewizję, a dokładniej jakąś niemiecką wersję "Sędzi Anny Marii Wesołowskiej" i odpowiednik "Rozmów w toku". Nie było by z tego takiej tragedii, gdyby ci technicy w ogóle się zjawili.... Ach ta niemiecka dokładność i punktualność.... Do domu wróciłam więc z nietęgą miną.
Posprzatałam u siebie w domku, zdrzemnęłam się i przyszli chłopcy. Mój mąż miał dla mnie nowinę, która popsuła mi humor na resztę dnia. Mają jakieś zastrzeżenia do naszego wniosku o przyznanie mieszkania i to niestety nie po raz pierwszy...
Od dłuższego czasu już męczymy się z tym wnioskiem. W połowie marca myśleliśmy, że już wszystko załatwione i spodziewaliśmy się, że mieszkanie przyznają nam bardzo szybko. Jako, że jedno z nas ma obywatelstwo niemieckie, a drugie jest w ciąży, nie powinno być problemów z przyznaniem nam mieszkania od miasta. A tu raz to donieść, jak się już to doniesie, to okazuje się, że zaświadczenie od zarobkach nieaktualne już i tak w kółko....
Jak tak dalej będą się sprawy miały, to nie dostaniemy mieszkania do porodu, a ja będę zmuszona jechać do Polski i tak rodzić.... Nie wyobrażam sobie żebyśmy mieszkali w obecnym mieszkaniu z dzieckiem.
Nie dość, że to aż czwarte piętro, sto schodów do pokonania bez żadnej windy, to jeszcze nie wszystkie pomieszczenia są pgrzewane i musielibyśmy się gnieździć w jednym nie za wielkim pokoju w trzech dorosłych plus dziecko.... OOOO NIE ..... ja na to nie pozwolę!!!......
Mam nadzieję, że to wszystko się jakoś ruszy, bo na prawdę będę ugotowana....

niedziela, 13 maja 2012

Największa zmiana



W kolejnych notkach postaram się streścić jak zmieniło sie moje życie od czasu ostatnich notek na tym blogu. Postanowiłam zacząć od tej, która jest dla mnie największa i jest za razem przyczyną największego szczęścia, jakie spotkało mnie do tej pory :D.
A oto ta wspaniała nowina:

ZOSTANĘ MAMUSIĄ !!!! :D

To już szósty miesiąc, więc chwalę się po czasie, ale moje szczęście jest tak samo wielkie, jak wtedy kiedy dowiedziałam się w moim brzuszku jest mała "fasolka".

Została poczęta pod koniec Listopada, po długich staraniach. Tak się składa, ze był to pierwszy dzień mojego miesięcznego urlopu. Jedyne objawy ciąży jakie miałam to bóle piersi, które w sumie utrzymują się do dziś. Przez cały pierwszy trymestr nie miałam żadnych wymiotów, ani mdłości. Niestety nie było cały czas kolorowo, ale o tym napiszę w innej notce, która będzie dotyczyła mojego pracodawcy.
Od początku nie czułam się tak jak zwykle. Jadłam po dwie obfite kolacje, byłam przemęczona, ale wszystko zwalałam na to, że jeszcze niedostatecznie odpoczęłam od mojej pracy.
Przed Świętami Bożego Narodzenia zrobiłam sobie teścik ciążowy, który wykazał, że nie jestem w ciąży. Poparłam go tez badaniami krwi u mojej teściowej. Bardzo chcieliśmy, dać rodzicom najwspanialszy prezent jakiego mogli by się spodziewać, czyli wnuka. Test jak i badania krwi wykazały, że nie jestem w ciąży. Pod koniec urlopu, dosłownie dzień przed wylotem do Niemiec postanowiliśmy zrobić jeszcze jeden test. Zbliżał się najtrudniejszy okres w pracy, moja miesiączka nadal się nie pojawiała, więc woleliśmy upewnić się czy aby na pewno mogę nadal pracować jak robot...
Ku naszej wielkiej radości od razu pojawiły się kreski świadczące o ciąży, i to takie grube i wyraźne, że nie mieliśmy żadnej wątpliwości. że tam są :D.
Skoro został nam tylko jeden dzień w Polsce musieliśmy wszystkich powiadomić z prędkością światła. Moja mama nie zdziwiła się wcale, bo od dłuższego czasu mówiła mi, że na 100 procent jestem w ciąży. rodzice Szymka bardzo się ucieszyli. Od razu dostałam kilka ciuszków ciążowych po mojej szwagierce. Niestety nie mogli zbyt długo cieszyć się z nami, bo musieliśmy wracać do naszego niemieckiego życia.....
Dla mnie zmieniło się ono diametralnie, ponieważ po przyjeździe pracowałam tylko dwa dni. Potem lekarz wystawił mi zakaz wykonywania jakichkolwiek prac, ale o tym w notce o pracy.
W taki oto sposób od 5 miesięcy siedzę w domu. Większość czasu spędzam na masowym wręcz oglądaniu seriali. Obejrzałam już wszystkie odcinki "gotowych na wszystko", "Beverly Hills 90210", "90210"," Z archiwum X", "Californication", "Seks w wielkim mieście", "Miasteczko Twin Peaks". Teraz jestem na ostatnim sezonie "Plotkary" i muszę szukać nowego serialu. Jeśli jakiś serial podoba się wam szczególnie, może mi coś zaproponujecie.
W następnej notce pokażę wam moje zdjęcia USG, coby nadrobić zaległości w mojej nieobecności.